czwartek, 13 sierpnia 2015
WYZWANIE ..................................
Cd...................................................No więc poprosiłam lekarzy o pełna dokumentację mówiąc że chce się skonsultować z innymi specjalistami ,najpierw jednak zapytałam czy Seba może wyjść do domu i jakie są rokowania ,często rozmawiałam z synem i on mówił -"Mamo zabierz mnie do domu ja umrę oni cie kłamią, a ja chce umrzeć w domu"Te gady bo inaczej nie mogę ich nazwać mówili o jego śmierci przy nim,a mi że nie wykorzystali jeszcze wielu możliwości przez jego ciągłe infekcje.Powiedziano mi że nie wiedza czy dadzą rade tak szybko skserować dokumenty i ze trzeba za nie zapłacić ,mówię ok ale najpierw musi pani zejść do archiwum poszłam ,pani mówiła z archiwum ze bez zgody lekarzy nie będzie nic kserować ze mam napisać do nich wniosek .Napisałam im ten wniosek ale oczywiście nie mieli czasu żeby zadzwonić i potwierdzić .Wiec powiedziałam ze jeśli nie dostane dokumentów to ściągnę telewizje ,pani z archiwum zadzwoniła na oddział i powiedziała że prosi o jak najszybsza zgodę o wydanie dokumentacji i tylko dzięki tej pani i jej zaangażowaniu (dopilnowała wszystkiego)dostałam dokumenty .Poszłam do syna i mówię -"synku nie będzie mnie dwa dni dasz rade ?jadę po ratunek do Warszawy ,pogadam z panią profesor może ona nam pomoże ."Jedz mamo i zabierz mnie stad chce umrzeć w domu, a jak już odejdę to obiecaj że weźmiesz mnie na ręce tak jak wtedy gdy byłem mały".Płakałam bałam się go zostawić na jeden dzień, a tu były dwa dni .Pojechałam więc do Warszawy ,dzięki znajomej mogłam zanocować u jej córki ,rano udaliśmy się do centrum zdrowia dziecka w Warszawie.Jechałam z nadzieja że może ocalę syna.Podałam dokumenty i czekałam .................czekałam .............trochę to trwało zostałam poproszona do gabinetu ,przywitała mnie starsza pani w okularach i z ciepłym uśmiechem poprosiła żebym usiadła.Zapytała -"czy wie pani co to za guz ? -"Wiem"-odp, -"hm widzi pani ,ten guz jest najbardziej złośliwy,jestem zdziwiona że nie konsultowano się zn ami wcześniej,na tą chwile pani syn nie ma żadnych szans ,bardzo mi przykro ,jedyne co może pani zrobić to wziąć go do domu ."."Jak to nic już nie można zrobić ? Pokaże pani filmik jak on ćwiczy."Pani profesor wstała i podeszła do mnie i chwyciła mnie za ramiona ,on walczy ale jego życie jest i będzie wielkim cierpieniem ,chce pani tego?"Zycie można przedłożyć ale tylko wtedy gdyby żył jeszcze w komforcie i pytanie co on by chciał ."? Zna pani jego zdanie ?" Tak on chce odejść w domu "-odp ."To proszę wziąć go do domu ".Ja chce ale oni nie chcą mi go dać i nic i tak nie robią proszę mi pomoc go zabrać do domu ."Ja płakałam i pani profesor tez -"Naprawdę bardzo mi przykro gdybym mogła pomogłabym mu ,wie pani kiedy mam uczucie że osiągnęliśmy sukces ? Wtedy gdy przedłużam życie dziecku które może przeżyć jeszcze np 5 lat ale w komforcie bez bólu ,a tu nic już nie mogę zrobić dla niego ."Proszę wrócić i przekazać lekarzom żeby wysłali faks odnośnie prośby o konsultacje a ja im napisze ze maja go przekazać do domu ,tyle mogę zrobić. Przytuliła mnie na koniec ,musiałam się wypłakać.Jadąc do domu myślałam co napiszę na portalu społecznościowym żeby młodzież się nie załamała,zadzwoniłam tez do szpitala i mowie-" proszę natychmiast wysłać faks z prośba o konsultacje do pani profesor ,a ja jutro będę rano i porozmawiamy ." "Dobrze już wysyłamy "usłyszałam odp .Rano spotkałam się z lekarzami ,oczywiście nie wysłali faksu ,niby czekali za mną.Powiedzieli - "Dziś wyślemy ". I tak nie wysłali powiedziano mi że musi się zebrać konsylium i to ustalić ,byłam na granicy wytrzymałości,Seba ciągle pytał-"jak długo jeszcze mamo ?"To jakiś koszmar ciągle utrudniali .W końcu się wkurzyłam i postanowiłam to sprawdzić minął tydz od wizyty w Warszawie i nic się nie działo ,Seba czuł się gorzej coraz częściej spal wiedziałam że jak nic się nie zmieni on tam umrze .Pomału się wyłączał,wiedziałam że mnie słyszy,bo było widać ja ruszają się gałki oczne ale nie chciał już ich otwierać ,załamał się. Myślę sobie coś tu nie gra ,coś kręcą ,poszłam do sadu tam szukać pomocy i przy pani kurator zadzwoniłam do szpitala i pytam wysłaliście już pismo z prośba do Warszawy ? -Tak zostało wysłane !"ok zadzwoniłam jednak do Warszawy i pytam -"Doszło jakieś pismo z Poznania ?" -"Bardzo mi przykro ale nie ""odp głos w słuchawce .Byłam wściekła zadzwoniłam jeszcze raz do Szpitala gdzie leżał syn -"A jak wysłaliście to pismo to listem czy faksem ?" ,byłam nie ugięta -"Faksem proszę pani "no i kolejny telefon do Warszawy "-czy doszedł jakiś faks z Poznania" itd itd -"Nie nic nie ma "a wiadomo przecież ze taki faks idzie bardzo szybko ,dotarło do mnie że kłamali .Więc jeszcze raz zadzwoniłam, pani kurator w szoku ",mówi niech pani dzwoni ".Zadzwoniłam i mówię tak "dlaczego mnie kłamiecie ?żaden faks żaden list nie doszedł do Warszawy jeśli jeszcze dziś nie dojdzie to będziemy inaczej rozmawiać ! - "Dobrze to ja zaraz to sprawdzę" usłyszałam nerwowy głos pani dr. ...............................Cdn
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz