środa, 29 lipca 2015

WYBUDZENIE ..........

Cd...............Syna przewieziono na oddział intensywnej terapii ,w stanie śpiączki farmakologicznej.Udało mi się znaleźć nocleg na przeciwko szpitala w którym leżał.Od godz 14 można było wejść na oddział i być do 22 .Poznałam tam inne matki przyzywające swoje tragedie,z nie którymi mam kontakt do dziś.Wspierałyśmy się nawzajem.Bałam się ,że on się nie obudzi że już z nim nie porozmawiam,miałam koszmary .Pewnego dnia pani dr oznajmiła mi że on nie ma szans że się może nie obudzić.Wtedy to trzymając  go za rękę ,pomyślałam że ja im udowodnianie że się obudzi .poprosiłam jego kolegów ze szkoły ,wychowawców i innych znajomych na portalu społecznościowym ,o napisanie listów do niego.W tych listach było pełno miłości i wiary że się obudzi.Czytałam co dzień po kilka razy nawet te same listy.I nadszedł ten dzień kiedy postanowiono go wybudzać.......nie było reakcji.........mówili że to czasem trwa...ja czytałam dalej..........i dalej.........I tak  czytając jeden z listów,zobaczyłam ruch pod powieka.Zawołałam Seba ,Sebus to ja mama ,obudź się jestem tu,powieka bardziej zadrżała i poleciała łza.On mnie słyszał...................... ,wiedziałam.Zawołałam pielęgniarza,mówię widzi pan on zapłakał ,słyszał, a on ,że mam się nie nastawiać na to, bo to mogą być tylko nerwy,ze czasem tak jest.Nie ..........powiedziałam jest pan w błędzie, mój syn słyszy i się obudzi.Wieczorem musiałam pojechać do domu ,wiecie mam jeszcze inne dzieci ,trzeba było im tez poświecić czas ,poprać ,ogarnąć się.Rano dostałam tel ze szpitala. Zawsze się bałam jak dzwonili sami ,bo to przeważnie było coś złego,ale w tamten dzień się ucieszyłam. "Mam dobrą wiadomość pani syn się wybudził - oznajmił głos w słuchawce -jest świadomy,ma co prawda porażenie lewej strony ciała i nie może podjąć oddychania samodzielnie.Zła wiadomość jest taka że natychmiast musimy operować i założyć zastawkę żeby nie doszło do dalszych uszkodzeń w mózgu.'Cieszyłam się bo był świadomy, dla mnie matki to była nadzieja ze on da rade...............ze razem damy rade.Ta operacja to tylko pestka i pójdziemy dalej.Wzięłam jego kolegę  D.B i pojechaliśmy tam razem. Płakaliśmy w trojkę,kolega trzymał go za jedna rękę a ja za druga .był pod aparatura która oddychała za niego.Chciał ja sobie wyrwać,był w szoku.I co tu sie dziwić 15 latek pełen życia ,radości przykuty do łóżka nie wiedział ile czasu tam leżał a od czasu operacji minęło prawie dwa tygodnie.Bałam się mu to powiedzieć.Milczałam..........nie powiedziałam mu. Powiedziałam mu że jutro będzie operowany i ze będzie dobrze....ale kłamałam bo wiedziałam ze przed nami jeszcze długa droga.Popłakał się ,teraz już nie był spokojny,płakał miał strach w oczach i pytanie które widziałam -MAMO DLACZEGO NAS TO SPOTKAŁO ?ZA CO ? -tak kochani ,nie bez powodu jest to powiedzenie .ze oczy są zwierciadłem duszy.Zawiozłam go na operację,wszystko się udało. Zaczęto podejmować probe odłączenia go od aparatury ,mając nadzieje ze da rade oddychać sam...........nie dał rady.To było straszne patrząc jak go odłączają a on nie mógł złapać oddechu i odchodził.......tych prób było wiele.Po około 3 tyg zdecydowano się na tracheostomie Tracheostomia to jedna z najstarszych procedur chirurgicznych Polega na wycięciu otworu w II lub III chrząstce. Przez tracheostomię wprowadza się do tchawicy rurkę, metalową, srebrną (typu Luera) lub z tworzywa sztucznego Rurka umożliwia swobodne oddychanie z pominięciem górnych dróg oddechowych. Wskazaniem do tracheostomii są choroby wymagające ciągłego ewakuowania wydzieliny zalegającej w drogach oddechowych, niedrożność dróg oddechowych oraz poważne zaburzenia oddychania wymagające długotrwałej poprawnej wentylacji. Na oddziałach intensywnej terapii medycznej wykonywana u chorych z zaburzeniami oddychania spowodowanymi różnymi przyczynami wykonywana jest często metodą przezskórną Tracheostomię wykonuje się na ogół w znieczuleniu ogólnym. Dzięki niej mógł oddychać sam. Pomału zaczęłam go uczyć rozmawiać i zaczęło nam to nawet wychodzić. Seba był zagubiony ,wystraszony i często chciał wyrwać sobie rurkę i wszystko do czego był podłączony próbował nawet wstać.Musieli go przywiązywać bo bali się ze jak mnie nie będzie w pobliżu to dojdzie do tragedii. Po około 2 miesiącach na intensywnej przewieźli go na onkologie. CDN .......................

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz